Inspiracja tygodnia: wampiry

Wiele wskazuje na to, że szczęśliwego końca dobiega oszałamiająca popularność serii “Zmierzch” – zarówno napisanych przez Stephenie Meyer książek, jak i powstałych na ich podstawie filmów. Całe morze atramentu (i niejeden gigabajt) przelano, analizując fenomen popularności prostej i naiwnej opowieści o Belli Swan, niczym się niewyróżniającej dziewczynie, która staje się obiektem (“obiekt” to słowo-klucz niejednej interpretacji “Zmierzchu”) romantycznego zainteresowania Edwarda Cullena, nieziemsko przystojnego wampira. Można by długo żartować o tym, jak to wampiry według koncepcji Meyer nie dość, że najwyraźniej z wiekiem głupieją, to jeszcze przejawiają skłonności masochistyczne: bo kto normalny, mówią żartownisie, chciałby dobrowolnie w nieskończoność powtarzać liceum (jak robi to Edward)? Gdyby za każdy żart na temat dość, no cóż, niekonwencjonalnego rozwiązania przez Meyer stosunku wampirów do światła słonecznego – tego mianowicie, że jej wampiry wystawione na światło Słońca nie płoną, lecz zaczynają iskrzyć się brokatowym blaskiem – do budżetu państwa wpłynęła złotówka, załatalibyśmy dziurę budżetową. Z górką.

Edward

 Nadszedł zmierzch “Zmierzchu”, ale popularność wampirów w kulturze popularnej i masowej wcale nie przemija. Wprost przeciwnie: wygląda na to, że seria ta stała się katalizatorem powstawania nowych, ciekawych fabuł o wampirach. Można odnieść wrażenie, że wszyscy miłośnicy opowieści o krwiopijcach postawili sobie za punkt honoru dowiedzenie, że wampiry wcale nie muszą być tak niezamierzenie groteskowe jak twory Meyer, i że “Zmierzch” nie był gwoździem do wampirzej trumny, lecz tylko błędem przy pracy. Publiczność zainteresowana takimi historiami istniała i była głodna nowości, czego niezbicie dowiodła seria Meyer: wystarczyło tylko dostarczyć jej czegoś bardziej jakościowego. Różnego rodzaju wampirze opowieści, zamiast zaniknąć zawstydzone, polały się szerokim strumieniem – niczym krew z przegryzionej tętnicy.

Naturalną odpowiedzią na tak poważne zaburzenie wizerunku wampira, jakiego dopuściła się amerykańska autorka, był powrót do korzeni. I tak telewizyjna publiczność otrzymała w ubiegłym roku serial “Dracula”, wyprodukowany przez NBC. Nie jest to jednak, wbrew pozorom, prosta ekranizacja legendarnego dzieła Brama Stokera, i do fabuły książki nawiązuje dosyć luźno. W tej wersji Dracula uwodzi nie tylko swoim hipnotyzującym wampirzym wdziękiem (niemałe zasługi położył tutaj świetny Jonathan Rhys Meyers) , ale i technologią: ukrywając się pod pseudonimem “Alexander Grayson” i podając za amerykańskiego przedsiębiorcę zajmującego się elektrycznością – a konkretniej, jak to widzimy już w pierwszym odcinku, wprowadzeniem na brytyjski rynek technologii umożliwiającej instalację, z grubsza rzecz biorąc, bezprzewodowego oświetlenia. Prawda, że to rozkosznie ironiczne? Wampir, stwór nocy, przybywa, by rozświetlić mrok… Serialowi uroku dodaje dość luźne potraktowanie przez twórców dekoracji i kostiumów oklepanej już nieco scenerii wiktoriańskiej Anglii: wszystko wydaje się nieco nadmierne, nie do końca poważne i balansujące na granicy kiczu. Bo czy można dziś inaczej opowiedzieć o wampirach, jak tylko wskazując właśnie na ich manieryczny charakter? Co się dzieje, gdy potraktujemy je ze śmiertelną powagą, widać było dobrze na przykładzie “Zmierzchu”…

Dracula Grayson

Do podobnych wniosków znacznie wcześniej doszli twórcy popularnego serialu o znaczącym tytule “True Blood” (w Polsce wyświetlanego jako “Czysta krew”), nadawanego przez słynną ze świetnie zrealizowanych, pełnych rozmachu i niemal zawsze bardzo kontrowersyjnych produkcji stację HBO. HBO, nie będąc telewizją publiczną, lecz kodowanym płatnym kanałem, może pozwolić sobie na znacznie więcej niż przeciętna stacja. Dlatego większość jej autorskich seriali znana jest z tego, iż, delikatnie rzecz biorąc, nie stroni od (często bardzo widowiskowych) scen seksu i przemocy. Nie inaczej jest z “True Blood” – współczesnym serialem fantasy, którego szaloną i zawikłaną fabułę można z grubsza streścić jako “wampiry i inne mityczne stwory okazują się prawdziwe, i co z tego wynika dla społeczności niewielkiego prowincjonalnego miasteczka w Luizjanie”. Twórcy “True Blood” wzięli to, co w opowieściach o wampirach często kłębi się pod powierzchnią, niewypowiedziane, i postawili to widzom przed oczami z wielkim napisem “PATRZ TU”. Pokazali mianowicie, że ludzie z grubsza dzielą się na dwa obozy: tych, którzy panicznie boją się wampirów i gardzą nimi wszystkimi bez wyjątku (choćby się okazało, że ich sympatyczna sąsiadka jest wampirzycą), oraz tych, którzy bardzo, bardzo chcą się z wampirami przespać… Wampiry jednak też nie są jednakowe: w końcu wampirem może zostać każdy, wystarczy mieć pecha albo się trochę postarać. I dlatego niektóre z nich traktują ludzi jak rzeźne zwierzęta, a inne są zwolennikami ludzko-wampirzej koegzystencji, w której imię gotowe są nawet wyrzec się picia krwi i zadowalać się jej syntetycznym substytutem (nazwanym żartobliwie Tru Blood). “True Blood” to jeden z tych seriali, które przyczyniły się do odarcia wampiryzmu z jego gotycko-wiktoriańskiego sztafażu: wszystkie wampiry wyglądają jak zwykli, może tylko nieco bladzi (no i mocno zębaci) ludzie. Zazwyczaj też tak się ubierają. Miejscem, w którym widzimy wampiry wyglądające jak gwiazdy gotyckiego rocka, jest bar dla wampirów Fangtasia: co sugeruje, że tak, jak ludzie nie zakładają do klubu swoich codziennych ciuchów, tak i wampiry “na okazję” ubierają się w sposób nawiązujący do ich tradycyjnego wizerunku. Wampirzyca wyglądająca jak nauczycielka biologii? Tylko w “True Blood”.

True blood

 True Blood: wampiry nigdy jeszcze nie były tak normalne i tak dziwne jednocześnie
Najnowszą odsłoną opowieści o wampirach stanie się, jak można przypuszczać, film “Dracula: Historia nieznana”, który wejść ma na ekrany kin już za kilka miesięcy. Jeżeli o serialu “Dracula” można było powiedzieć, że sięgał do korzeni wampirzych historii, to o tym filmie trzeba by chyba powiedzieć, że doszukuje się korzeni wampiryzmu tam, gdzie ich prawdopodobnie nie było. Opowiada mianowicie dzieje – mocno ubarwione, oczywiście, by nie rzec: wyssane z palca – Vlada Tepesa o przydomku Drakula, wołoskiego władcy, o którym wieść ludowa niosła, że jego niesłychane okrucieństwo dowodzi, iż nie jest człowiekiem, lecz potworem. Historycy, nawiasem mówiąc, mają na temat tego okrucieństwa różne zdania. Film, jak można wnosić ze zwiastunu, będzie próbował nas przekonać, że Tepes był postacią przede wszystkim tragiczną. No i, rzecz jasna, że naprawdę był wampirem.

 Choć dekoracja inspirowana wampirzymi motywami kojarzy nam się z pokojem zbuntowanego nastolatka przechodzącego fazę gotycką, nawiązania mogą być znacznie bardziej subtelne. Nie trzeba zaraz ozdabiać ścian smugami krwi, jak to pokazaliśmy w tekście o czarnym humorze: wystarczy wprowadzić do wnętrza nieco średniowiecznego albo wiktoriańskiego klimatu, by wywołać odpowiednie skojarzenia. Fototapeta w inspirowane średniowieczem wzory kwiatowe (ale nie kolorowe! Czarne!) powinna załatwić sprawę. Reszty dokonają dodatki, na przykład plakat z wampirycznym motywem. Albo kolekcja książek należących do klasyki horroru na półce.

Wzory

myloview.pl

Stylowy wzór
 
myloview.pl
myloview.pl
Brak komentarzy
Zostaw komentarz

Dodaj komentarz

+48 796 888 777
(pon. - pt. 10:00 - 17:00)
Zapisz się na newsletter
i odbierz kod rabatowy 5%