Patchwork. Pozszywane ze sobą kolorowe gałganki. Czasem tworzą proste wzory, a czasem rozkwitają arabeskami i esami-floresami. Arcydzieło zarazem DIY i ekologii, które powstało na wiele tysiącleci przed wynalezieniem każdego z tych pojęć; pozwalające na zutylizowanie zbierających się nieuchronnie skrawków tkanin, które są już zdecydowanie za małe, aby uszyć z nich coś samodzielnego, ale stanowczo za duże, żeby bez żalu je wyrzucić.
Ale czym tak właściwie jest patchwork? Jest liczącą sobie całe tysiąclecia (dosłownie: pierwsze tkaniny wykonane metodą przypominającą patchwork odnaleziono w egipskim grobowcu) sztuką zszywania niewielkich, starannie przyciętych w rozmaite kształty kawałków tkanin w taki sposób, aby zestawienie kolorów i kształtów skrawków tworzyło wzór o mniejszym lub większym stopniu regularności – często abstrakcyjnie geometryczny, ale niekoniecznie. Wiemy, że patchworkowe tkaniny tworzono już w bardzo odległych czasach, ale ze względu na nietrwałość tkanin trudno jest nam oszacować, kiedy mniej więcej mogła powstać ich pra-pra-praprzodkini. Z jednej strony fakt, iż najstarsza znana nam tkanina znaleziona została w grobowcu egipskiej królowej świadczyć może o tym, że technikę tę udoskonalano przez długi czas, nim okazała się ona godna tego, by stać się towarzyszką ostatniej podróży władczyni. Z drugiej strony jednak nie można wykluczyć, że została ona stworzona specjalnie na tę okazję. Do tego dochodzi fakt, iż najwyraźniej patchwork zupełnie niezależnie został wynaleziony w Chinach, i to już trzy tysiące lat przed naszą erą. Żeby było jeszcze ciekawiej, należy się zastanowić, czy wszystko, co jest pozszywane ze skrawków zasługuje na miano patchworku: baldachim królowej (bo o baldachimie tu mowa) był wykonany głównie z delikatnej skóry gazeli – a skóra, jak by na to nie spojrzeć, nie jest tkaniną…
Te arystokratyczne korzenie są jednak nieco mylące: dalsza historia patchworków pokazuje, że ich popularność wzrastała zawsze wówczas, gdy ludziom żyło się gorzej, trudniej i biedniej. To całkiem logiczne: gdy można sobie pozwolić tylko na najbardziej niezbędne wydatki, próbuje się ograniczyć marnowanie surowców do absolutnego minimum. A w czasach, gdy właściwie wszystkie ubrania szyto w domu, a nierzadko tkano w domu nawet materiał na nie, skrawki i gałganki nie były niczym niecodziennym. Zwłaszcza gdy porównać to z dzisiejszymi czasami, i tymi krępującymi sytuacjami, gdy dziecko przychodzi ze szkoły albo z przedszkola z informacją, że potrzebuje skrawków materiałów na zajęcia z plastyki czy techniki, i trzeba mu te skrawki albo kupić, albo w panice zdecydować, jaki od dawna nienoszony ciuch można by poświęcić…
Arantxa Hurtado via WikipediaW średniowieczu zatem patchwork ma się całkiem nieźle, zwłaszcza odkąd okazało się, iż z gałganków można szyć całkiem praktyczne ocieplacze pod zbroję. Także epoka wiktoriańska lubowała się w patchworkowych wzorach. Prawdziwym okresem prosperity był jednak dla niego Wielki Kryzys – zszywano wówczas ze sobą w nowe ubrania fragmenty ze starych strojów tak zużytych, że nie dało się ich już dalej nosić.
via Squint LimitedBłędem byłoby jednak kojarzenie patchworków wyłącznie z ubóstwem i brakiem surowców wymuszającym kreatywność: w wielu epokach tworzenie niewiarygodnie skomplikowanych wzorów z wielu różnych rodzajów skrawków było domeną pań z towarzystwa czy wręcz arystokracji. Z dwóch powodów. Po pierwsze: w świecie, w którym dobrze urodzone kobiety praktycznie spędzały całe swoje życie w domu, musiały one sobie znajdywać jakieś “przyzwoite” zajęcie, najlepiej noszące znamiona “prawdziwej” produktywności. Po prostu po to, by nie oszaleć. Tworzenie tkanin z gałganków nadawało się tutaj doskonale: pani domu miała zajęcie na wiele tygodni, czy nawet miesięcy, a efektem jej trudu była, dajmy na to, narzuta na łóżko. Po drugie, powiedzmy sobie szczerze: tworzenie zawiłych i precyzyjnych wzorów wymaga ogromnych nakładów czasu i sił – nakładów, na które pozwolić sobie mogą tylko osoby, które wynajmują służbę, aby spełniała za nie wszystkie inne, bardziej naglące obowiązki.
“Mały Amsterdam”, North Sea Quilters via Wikipedia
Jak widać, zarówno tło społeczne, jak i historia powstania patchworków same w sobie przypominają, no cóż, patchwork. Trochę z tego, trochę z tamtego. Tu dociąć, tam przyszyć i (po wielu, wielu godzinach) gotowe! Współcześnie zainteresowanie patchworkiem, podobnie jak innymi robótkami ręcznymi, zdaje się odżywać. Wznosi się na fali ruchu, który ochrzczony został New Domesticity, czyli “nowym udomowieniem”, a który polega na tym, że ludzie na powrót zaczynają wytwarzać w domu to, co kilkadziesiąt lat temu wytwarzać w domu trzeba było, ale od dawna już w domu wytwarzane być nie musi, bo można niezłej jakości odpowiednik kupić w pierwszym lepszym sklepie. Wyznawcy New Domesticity pieką własny chleb na własnym zakwasie, uprawiają warzywa na balkonie i robią domowy makaron, smażą konfitury z owoców od rolnika, szyją, haftują, dziergają, majsterkują… i tworzą patchworki. Fenomen ten tłumaczony jest na wiele sposobów. Psycholodzy tłumaczą, na przykład, że zwiększone poczucie sprawstwa przyczynia się do większego zadowolenia z wytworu, nawet jeśli wytwór ten jest niedoskonały (jak w słynnym przykładzie z ciastami w proszku: kiedy spadła sprzedaż gotowych ciast w proszku, do których wystarczyło tylko dodać wody, eksperci od marketingu przeprowadzili badania i odkryli, że kobiety używające gotowych mieszanek czują się “leniwe” i “rozpieszczone”, bo nie wkładają w pieczenie wystarczająco dużo trudu. Ze składu ciast usunięto zatem susz jajeczny, sprawiając, że od tej pory oprócz wody należało dodać jedno lub kilka jajek – i sprzedaż poszybowała w górę, bo gospodynie domowe wreszcie miały poczucie, że same robią ciasto!), ekonomiści przekonują, że to wina kryzysu i potrzeby oszczędzania, a my, którzy także ulegliśmy temu uroczemu trendowi, uważamy, że po prostu miło jest się otaczać wytworami własnych rąk. Albo zjadać owe wytwory, jeśli o to chodzi. Zjadanie jest najlepsze.
By nie rzucać słów na wiatr, prezentujemy nasze najnowsze dzieło: patchworkowe naklejki! Na czym to polega? Dostarczone przez nas naklejki możesz mieszać i zestawiać w dowolnym układzie i kolejności, tworząc prawdziwy ścienny patchwork. To świetne rozwiązanie wówczas, gdy chcesz ozdobić nietypową – na przykład ciasno zabudowaną meblami – przestrzeń, ale nie tylko. Sprawdzi się wszędzie tam, gdzie chciałbyś umieścić wyrazisty akcent dekoracyjny.
Jeżeli natomiast nie dałeś (dałaś) się uwieść modzie na zrób-to-sam(a), możesz skusić się na jedną z naszych patchworkowych fototapet. Nie trzeba dodawać ani wody, ani jajka.